Program
12
2016
PT
Musik für neue Büromaschinen
Drugs and the Nervous System
Uhren
Martial Arts
Narodziny statku / Geburt eines Schiffes
Wspólny projekt Felixa Kubina, Huberta Zemlera oraz Magdaleny
Kordylasińskiej-Pękali i Miłosza Pękali; sięgając po edukacyjne,
instruktażowe i propagandowe filmy z lat 60. i 70., powraca do
zaginionych brzmień pracy, a za ich sprawą do dyktowanego
jeszcze do niedawna przez rewolucję przemysłową rytmu życia.
Odliczany przez „ciężkie brzmienia” fabrycznych syren, skupiony
na harmonii kolektywu, wystukiwany na maszynach czas bardzo
wyraźnie dzielił się na interwały wysiłku, rozrywki i wypoczynku
– co doskonale ilustruje choćby wyświetlany podczas koncertu
(równolegle z Narodzinami statku Jana Łomnickiego)
Hafenrhythmus, którego bohaterowie, robotnicy z niemieckiej
stoczni ucinają sobie w przerwach krótkie drzemki.
Od dźwięków fabryk po muzykę open space’u (jak w Musik für
neue Büromaschinen
Rolfa Liebermanna, gdzie cała ścieżka
dźwiękowa skomponowana z maszyn biurowych zastąpiona została
przez Kubina szelestem komputerowych klawiszy, dzwonkami
iPhone’ów, pojawia się tam również charakterystyczna melodyjka
towarzysząca otwieraniu Windowsa ’95); od pracy, którą miarowe
uderzenia młotów przenoszą w sferę rytuału i poezji, po prozaiczny,
bezmyślny wysiłek (Martial arts) i kult wydolności (Drugs and the
Nervous System) – Takt Der Arbeit przemierza zmieniające się
dźwiękowe pejzaże naszego życia, mierzy jego puls: niegdyś równy,
dziś gwałtownie przyspieszony.
Poszukujący analogowych brzmień, zanurzony jednak w muzyce
współczesnej, konkretnej, w nois’e, w minimalizmie; projekt Kubina
samych wykonawców sytuuje po stronie stoczniowców
z wyświetlanych za plecami muzyków krótkich metraży. Na naszych
oczach bowiem, w pocie czoła wytwarzają muzykę, poszukując
tej samej, co robotnicy kolektywnej harmonii, dzierżąc w dłoniach
instrumenty-narzędzia. a wszystko to dawnej bazie MPO, kojarzonej
nie tylko z ciężką, fizyczną pracą, ale wręcz z brudną robotą.
Hitchcock Études
Kubrick Études
Lynch Études
„Tam skąd jesteśmy, ptaki śpiewają cudowną pieśń, a w powietrzu zawsze dźwięczy
muzyka” – brzmi to bardzo obiecująco, dopóki nie uświadomimy sobie, że może
chodzić o
Ptaki
Hitchcocka, miejsce, o którym mowa to na przykład hotel Overlook
z
Lśnienia
Kubricka, zaś wypowiadającym powyższe zdanie jest Człowiek Stamtąd,
karzeł z lynchowskiego
Miasteczka Twin Peaks. Kanadyjska kompozytorka Nicole
Lizée wzięła na warsztat dzieła słynnych reżyserów, by dokonując cięć, prując
poszczególne sceny, jak szacowną babciną robótkę, zapętlając słowa, gesty i dźwięki,
rozciągając, zakłócając, akcentując detale – rozbebeszając je po prostu; dobrać się
do ośrodków, które w kinie Lyncha, Hitchcocka, Kubricka odpowiadają za uczucie
niepokoju. Sama Lizée zwykła mówić o inspirujących ją w owych filmach „pięknych
błędach”, czy raczej „pięknych zakłóceniach” – z jednej strony decydujących
o oryginalności Psychozy,
Zagubionej autostrady
czy
Lśnienia
;
z drugiej otwierających wykonawcom
Etiud
furtkę do rozlicznych, niekanonicznych
odczytań. Na swój sposób działalność Kanadyjki przypomina tworzenie gifów i memów:
jak wówczas, gdy bohaterom
Miasteczka Twin Peaks
zakrapla do oczu sztuczne
łzy, zmieniając emocjonalną wymowę sceny czy każąc Tippi Hedren bez końca
wciągać i wydmuchiwać papierosowy dym, podczas gdy w tle słyszymy niepokojące,
powtarzane bez końca „la la”, które wycięte z dziecięcej piosenki zamienia się groźne
zaklęcie. Przerażająca symetria kubrickowskich wizji, lynchowska psychodelia, czy
hitchcockowska chłodna precyzja stanowią dla pianistów (którzy są tu także po trochu
detektywami i psychoanalitykami) – Emilii Sitarz, Evy Egoyan, Bartłomieja Wąsika, punkt
wyjścia do fascynujących eksperymentów. Do badania natury „pięknych zakłóceń” na
styku filmowych i muzycznych etiud, do odkrywania nieludzkiego i głęboko ludzkiego
zarazem charakteru „zaburzenia”. Zaproponowane przez Nicole Lizée widowisko
przyprawia o gęsią skórkę, inspiruje, zaskakuje. Przyjdź więc i – jak by tu ujęły blade
bliźniaczki z
Lśnienia
– „Pobaw się z nami”.
12
2016
SB
Marek Żebrowski
Music for David
Joanna Bruzdowicz
Kwartet smyczkowy nr 1 „La Vita”
Wojtek Blecharz
Liminal Studies
W
Measures & Frames muzyka w równym stopniu opowiada film, co film muzykę:
jedno uważnie przegląda się w drugim tworząc w efekcie zupełnie nowy język. Oddając
w ręce kompozytora Marka Żebrowskiego surrealistyczną animację Pożar, David
Lynch nie zdradził swoich artystycznych intencji, był jednak zachwycony sposobem,
w jaki Żebrowski (z którym zna się i koncertuje już od dłuższego czasu) przełożył
historyjkę o człowieku – czy może raczej szkielecie – z zapałkami na dźwięki. Już sam
tytuł:
Music for David
sugeruje, że mamy do czynienia z czymś w rodzaju intymnego
listu, a nie zwykłą muzyczną ilustracją. w wypadku
Bez dachu i praw
Agnès Vardy
było jeszcze inaczej: to francuska nowofalowa reżyserka poszukując idealnej ścieżki
dźwiękowej dla swojego wstrząsającego paradokumentalnego filmu o bezdomnej, trafiła
na utwór
La Vita
Joanny Bruzdowicz, po czym odszukała mieszkającą w Belgii polską
kompozytorkę. Od tamtej pory stale ze sobą współpracują.
Medium, a właściwie trzecim partnerem w owym dialogu urzeczonych sobą nawzajem
artystów (wszak chodzi tu o artystyczne spotkania na szczycie) jest jeden z najlepszych
polskich kwartetów smyczkowych, Royal String Quartet.
Za sprawą domykających
Measures & Frames Liminal Studies, kompozycji
Wojciecha Blecharza, występ RSQ więcej ma wspólnego z teatrem, niż z klasycznym
koncertem. Intrygujący muzyczno-performerski eksperyment Blecharza każe czwórce
artystów zmieniać przestrzenie, grać role, używać instrumentów w nietypowy sposób,
po to także by wydobywać z nich nieoczywiste dźwięki. Altówka, skrzypce, wiolonczela
są tutaj, jak ludzie, którzy nagle stracili głos, albo nie mogą zaczerpnąć oddechu.
Tym próbom ekspresji towarzyszą wyświetlane nad sceną fale oceanu. Ze stoickim
spokojem przyglądają się zmaganiom instrumentów i ludzi. Bo nie zawsze to my
patrzymy na filmy, czasem i one patrzą na nas.
Świat po końcu miłości to świat po końcu świata, nie dziwi więc
apokaliptyczna, dystopijna sceneria, w jakiej porzucona kobieta opowiada
o swoim cierpieniu. Teksty melancholijnych kołysanek wyśpiewywanych
hipnotycznym głosem Julee Cruise napisał sam David Lynch, a ścieżkę
dźwiękową owej podróż przez dzikość serca rozpisanej na kilkoro aktorów,
metalowe rusztowanie, wrak auta, szpitalne łóżka i penetrowaną przez
reflektory ciemność; skomponował oczywiście Angelo Badalamenti.
Musical Lyncha i Badalamentiego powstał na zamówienie nowojorskiej
Brooklyn Academy of Music (wykonano go dwukrotnie podczas New
Wave Festival w 1990 roku) i ma wszelkie cechy ówczesnej twórczości
mistrza kina: Laura Dern i Nicolas Cage w rolach „Kobiety o złamanym
sercu” i „Łamacza serc” to przecież kochankowie z Dzikości serca.
Przedrzeźniający ich rozmowę Michael J. Anderson wywołuje z kolei na
scenie ducha „Człowieka stamtąd”: upiornego karła z Miasteczka Twin
Peaks
Nad nimi wszystkimi unosi się, niczym duch albo smutny anioł
Julee Cruise – ta sama, której głos współtworzył jedyną w swoim rodzaju
aurę ponurej baśni, w jakiej zanurzony jest serial Lyncha. Symfonia
przemysłowa nr. 1
brzmi podobnie, także dlatego, że kompozytor
wykorzystał większość instrumentów, jakie słyszeliśmy na ścieżce
dźwiękowej Miasteczka.... Kwadrofonik, który muzykę Badalamentiego
wykonuje do filmu na żywo, pozostaje w wykreowanym przez niego
nastroju, tyle tylko, że przepisuje go na charakterystyczne dla siebie
instrumenty: fortepian, perkusję, marimbę, czy syntezatory. Jeszcze
bardziej może was zaskoczyć głos Artura Rojka zastępującego w partiach
wokalnych Julee Cruise. Ale czy można wyobrazić sobie lepszy wybór, jeśli
chcemy pozostać w aurze niedopowiedzeń i poczuć na plecach dreszcz
melancholii? Sam David Lynch mówił, że
Symfonia... to nic innego, jak
rozciągnięta w czasie emocja, zatrzymany na dłużej nastrój pewnej chwili.
Poddaj się jej. Krocz za nią.